"Mamamanastroje", "szklanka", "klapsy", "konferencja"
Słowa można rozumieć na kilka sposobów. Zatem szklanka to nie tylko naczynie i oblodzenie na drodze w zimowy dzień, to też rodzaj wiśni. Klapsy zwykło się wymierzać niesfornemu pacholęciu (choć tego nie pochwalam), ale klapsy można też ogryzać do ogonka. Podobnie jak konferencję, na której można też bywać.
Ach! edit ---> wszak granat jeszcze, który bywa pociskiem. Ale już jako owoc, eksploduje rubinową barwą kuleczek ze swojego wnętrza. I w roli koloru jeszcze - kiedyś nieśmiertelny przy okazji stroju galowego w podstawówce. Może też być zaczepno - obronny, no ale to już inna bajka ;)
A co z mamą? Mama może być chimeryczna i mieć zmienne nastroje ("mama ma nastroje"), może mieć trójkę dzieci ("mama ma nas troje"), ale też może szaleć - dajmy na to - po sklepach w galerii handlowej (wszak "mama ma na stroje")
Słowa to wdzięczny obiekt obserwacji. Można je odkrywać wciąż i wciąż. Od nowa! (tyle razy to słyszałam, że nauczyłam się, że tak właśnie można postrzegać świat – patrzeć na niego wciąż na nowo).
Otworzyłam wczoraj szafkę i stwierdziłam, że chociaż bywam w czarnym nastroju, to paradoksalnie ubieram się w kolory. Widzę właśnie na półce dwa swetry zielone, jeden czerwony i żółty też jest. A mi się marzą jeszcze fioletowe spodnie w kratkę ;) Coraz mniej zaś widzę tam koloru czarnego, który kiedyś królował niepodzielnie (jeśli jednak pochwalę się kiedyś, że mam różową bluzkę – nie bierzcie tego poważnie, bo najpewniej będzie oznaczać, że upadłam na głowę)
Ale odzież to tylko szczegół prowadzący do ogółu. Zatem odnowa, czy od nowa? George Bernard Shaw powiedział kiedyś: "Jedyny człowiek, który zachowuje się rozsądnie to mój krawiec. Za każdym razem, gdy mnie widzi, bierze miarę na nowo. Wszyscy inni próbują stosować stare miary."
Człowiek nie jest statyczny, codzienne doświadczenia, nawet te najmniejsze, sprawiają, że się zmienia. To naturalna kolej rzeczy, podobnie jak kwiat, który najpierw jest pąkiem, by po rozkwitnięciu porzucić płatki na ziemię.
"(Maria bierze do rąk duży pusty wazon.)
Jeżeli ta forma to cała ja, wszystko, czym w tej chwili jestem, wszystko, co pamiętam o sobie, co o sobie wiem, co zdobyłam i czego doświadczyłam, to – chcąc się dowiedzieć, czy jest jeszcze coś poza tym – muszę ją rozbić.
(Maria rzuca wazonem o ziemię i rozbija go.)
Wojtek: Jeśli uznamy, że ta forma, to wszystko, co mamy, wszystko, czym jesteśmy, wtedy możemy się do niej przywiązać i całe życie ją rozbudowywać, ozdabiać, potwierdzać i jednocześnie bać się o to, że tak czy owak ją stracimy.
Maria: A także bronić się przed zmianą, a tym samym ograniczać. Odcinać się od tych doświadczeń, które mogłyby nas zmienić i rozwinąć.
Wojtek: Kiedy identyfikujemy się wyłącznie z formą, wówczas mamy skłonność do tego, aby traktować siebie niesłychanie serio. Być kimś sztywnym, i raz na zawsze określonym. Ani kroku w lewo czy w prawo." *
Nawet księżyc się zmienia. Obiecuje się w pełni, dąży do niej rytualnie co 29 dni. Popatrzcie w niebo wieczorem 2 listopada – księżyc będzie z siebie dumny, spełniony blaskiem pełnej tarczy. Pełnia światła czarnego nieba (taka "czerń, która świeci" ;))
A w sylwestra nie lada gratka - nie dość, że pełnia, to jeszcze częściowe zaćmienie. Zanim będziecie oglądać fajerwerki o północy, spójrzcie - ostatni raz w roku - na chwilę już po 19:13 na srebrnego kłamcę.
Pomarańcze i oliwki (inspiracja: "Kuchnia Wegetariańska", wyd. Emka)
Dynia pokawałkowana niezbyt dokładnie dusiła się w wodzie i półwytrawnym. Kiedy zaczęła się rozpadać, wtedy ciach, ciach ją łyżką drewnianą. Przyprawiona solidnie solą, pieprzniętym i chili w płatkach, wymieszana z omdlałą cebuliną, italiańskimi i czarnymi oliwkami wyłożyła się na pomarańczowym tagliolini.
Pomarańczowa głowa z serem (inspiracja: Good Food Magazine "Wegetariańskie dania")
Tym razem dynia starła się naocznie na tarce i podlana lekko wodą pyrkała chwilę ze startym grana padano. Doprawiwszy się smacznie solą i pieprznięta z młynka przyjęła jeszcze zrumienioną na maśle bułkę tartą. Zaś w rondlu obok już gorączkowały się serowe ravioli. (kupne niestety, jeszcze nie odważyłam się na lepienie, ale zrobię to, bo u Małgoś one tak kuszą niemożebnie :))
* Wojciech Eichelberger, Maria Moneta Malewska – "Być tutaj"

