"Wojtek: Powiedz mi, do czego tak naprawdę jestem ci potrzebny?
Maria: Jesteś mi potrzebny przede wszystkim po to, żeby przez kontrast z tobą wydobyć wszystkie moje cechy, żebym mogła się w pełni stać sobą, w pełni kobietą. A do czego ja ci jestem potrzebna?
Wojtek: Dzięki temu, że ty jesteś taka, jaka jesteś, ja mogę łatwiej wyodrębnić siebie. Gdyby nie twoja czerń, nie byłoby widać, że jestem biały. Gdyby nie moja biel, nie byłoby widać twojej czerni. Na tyle, na ile ja istnieję, na tyle ty możesz się odróżnić i na odwrót. Tak jak z górą i doliną. Dolina pozwala zaistnieć górze, a góra dolinie. Jesteśmy tacy różni i oboje niezbędni. Powiedz mi więcej o tym, jaka jesteś.
Maria: Łatwiej mi przychodzi być otwartą i rozluźnioną.
Wojtek: Łatwiej mi przychodzi być zamkniętym i spiętym.
Maria: Lepiej czuję.
Wojtek: Łatwiej nazywam.
Maria: Bez trudu zauważam podobieństwa i łączę.
Wojtek: Z łatwością dzielę i rozróżniam.
Maria: Potrafię czekać.
Wojtek: Potrafię się spieszyć.
Maria: Łatwiej mi odpoczywać.
Wojtek: Łatwiej mi długo i wytrwale pracować.
Maria: Częściej jestem bliżej ziemi, bliżej własnego ciała.
Wojtek: A ja częściej wyobrażam sobie i przewiduję.
Maria: Potrafię burzyć to, co stare.
Wojtek: A ja dzięki temu mogę tworzyć nowe.
Maria: Częściej bywam łagodna i delikatna.
Wojtek: A ja częściej jestem ostry i gwałtowny.
Maria: Potrafię być słaba.
Wojtek: A ja potrafię być silny.
Maria: Jeśli trzeba, potrafię ulegać.
Wojtek: A ja, jeśli trzeba, potrafię być nieugięty. Wygląda na to, że moglibyśmy się wiele od siebie nauczyć.
Maria: Tak. Myślę, że potrzebuję takiej lekcji. Chciałabym przyjrzeć się tobie dokładniej i nauczyć się od ciebie tego, czego sama nie umiem.
Wojtek: To, co charakteryzuje ciebie, mnie czasami denerwuje, irytuje, jest trudne do przyjęcia. (...) A jak z tobą?
Maria: Ze mną tak samo. Denerwuje mnie to, co jest w tobie dla mnie obce. (...)
Wojtek: Gdyby nie te różnice, to by mnie ku tobie nie ciągnęło. Gdybyś była taka sama, jak ja, równie dobrze mógłbym patrzeć w lustro. (...) Koncentrując się na tym, co odpycha, ludzie nie dostrzegają tego, jak wiele mogą się od siebie nauczyć, jak są sobie potrzebni. Tak trudno jest mężczyznom i kobietom być długo razem i tak często się rozchodzą, szukając łatwiejszych rozwiązań.
Maria: Bo zamiast dostrzegać i akceptować te różnice, próbują je niszczyć, próbują doprowadzić do sytuacji, w której oboje staną się identyczni. (...)
Wojtek: Ale na szczęście ty nie jesteś taka jak ja.
Maria: Robię jednak wszystko, żebyś miał jak najwięcej moich cech, tych, które są mi znane i bliskie.
Wojtek: Gdyby ci się to całkowicie udało, przestałbym być sobą. Dlatego tak się opieram.
Maria: Niestety, tak się właśnie często dzieje. Kobieta i mężczyzna niszczą się w walce, zamiast uzupełniać się i wydobywać z siebie nawzajem to wszystko, co w nich najpiękniejsze." *
Pyrowe makaronizmy i pesto.
A propos niedawnego miażdżenia ---> ktoś wpadł na to kiedyś w italiańskiej Ligurii i przyznacie, że pomysł miał zacny. Pesto rozpowszechniło się na tyle, że... nawet kluchy bywają miażdżąco aromatyzowane, jak na ten przykład trenette.
A ponieważ trenette jest podobnież liguryjskie jak samo pesto, niniejszym i przepis będzie rodem z Ligurii. (tak przy okazji pyrowania u Olgi). Do warzenia przydadzą się: pyry, fasolka szparagowa i kluchy (w wersji liguryjskiej najbardziej pożądane jest trenette albo trofie) W przepisie (z cegły "Culinaria Italia") mówią, żeby całe towarzystwo wrzucić do jednego gara. Ja zaś stwierdziłam, że kluchom trochę samotności nie zaszkodzi i wrzuciłam je do rondla drugiego. Kiedy wszystko co miało zmięknąć – zmiękło, a co miało się ujędrnić – ujędrniło, wtedy jeszcze dokonało się zamieszanie z zasłoikowanym pesto i ostatecznie rzuciło razem na porcelanę.
* Wojciech Eichelberger, Maria Moneta Malewska – "Być tutaj"


Cytat najwłaściwszy z właściwych dla relacji partnerów a pasta pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńSis, widzę, że zgłębiasz poradniki:)
OdpowiedzUsuńMakronik jak zawsze pycha - pyrki, fasolka , no to musi być pyszne. CHoć powiem,ze nigdy makaronu z ziemniakami nie mieszałam jeszcze. Wszystko przede mną ;)
Miłej niedzieli Sis:**
Ps. Posyłam kwadracik cytrynowy do kawki :)
A ja sobie z domu moździerz przywiozę i będę ucierała najlepsze pesto na swiecie :D
OdpowiedzUsuńMihru---> a my to się chyba znamy z Kosy? ;) Witam na Paście! :)
OdpowiedzUsuńCytat wydaje mi się teraz niemożliwie prawdziwy.
Sis--->zgłębiam? Pożeram wręcz - jeden po drugim! Właśnie skończyłam przed chwilą kolejny, a już koło lapa czekam ten o kryzysach ;)
Z pyrami i ja dotąd nie jadłam. Zresztą sama na początku stwierdziłam, że mariaż kluch i pyr w jednym to dziwactwo, no ale skoro tak w Italii jadają, to można przetestować ;)
Biorę kwadracik i proszę jeszcze o tamten z białą polewą czekoladową ;)*
Truskaweczko--->a pewnie! Ja swój zostawiłam - tam! Ładny był, biały, ceramiczny. I ciężki z deczka ;)
znam to połączenie makaron+ziemniak ostatnio bardzo dobrze, te studenckie klimaty wymogły na mnie taką parę, no ale cóż jak narazie nie narzekam :P
OdpowiedzUsuńViri! nareszcie. Już gotowa byłam pomyśleć, że te studia wessały Cię do cna ;)
OdpowiedzUsuńI owszem znamy się miło ze mnie pamiętasz :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Wuaśnie! Ale tej migdałowej zupy już nie zdążyłam uwarzyć na Kosie ;)
OdpowiedzUsuńPiękny cytat, szkoda że tak mało ludzi w ogóle zastanawia się nad takimi rzeczami...
OdpowiedzUsuńZa makaron z ziemniakami jednak podziekuję, pewnie smaczny, ale takie zestawy ląduja prosto w mojej tkance tłuszczowej :)
tak czekałam aż zarzucisz makaronem z pyrami ;)P
OdpowiedzUsuńKremiko---> ano szkoda....
OdpowiedzUsuńPrincess---> no i włala! :)
A co byś powiedziała na kluchy w sosie oliwkowo-migdałowym ?? Szczerze nie jadłam tak mnie oświeciło ;):)
OdpowiedzUsuńWidzę, że książeczka dalej na tapecie :)
OdpowiedzUsuńA kluchy ciekawe, choć ja to bym wolała takie pesto z moździerza, albo chociaż z blendera, bo jeszcze nie trafiłam na słoikowe co to by mi smakowało :)
Makaron super, kocham pesto.
OdpowiedzUsuńFajny fragment wybrałaś. Uwielbiam czytać o róźnicach, widzeniu ich i rozumieniu. Dla mnie to wciąż otwarty rozdział...ale może i na tym polega jego urok :)
pozdrówka
M.
Ojej, Oczko, nie znamy sie, ale regularnie Cie_Was podgladam. moj ukochany makaron! tym bardziej, ze mieszkam niedaleko terenow jego pochodzenia°) taka rada od serca, podgladnieta u Mio Uomo, w jednej szostej Liguryjczyka :) sprobuj jednak kiedys wszystko w jeden gar wrzucic. pierwszenstwo ma fasolka, goni ja ziemniak w miare drobno rozkawalkowany, odrobina soli. jak juz twardziele troche zmiekna, wrzucasz do wszystkiego makaron, trenette albo lingine zdezydowanie sia najlepsiejsze, regulujesz slonosc, gotujesz al dente, odcedzasz wszytko razem. przerzucasz na miche, dodajesz pesto rozrobione z paroma lyzkami olio extra vergine i tartym parmezanem lub grana padano. mieszasz wszystko dokladnie. do tego kieliszk wina i rozkoszujesz sie ile wlezie. grunt to nie myslec o kaloriach :) pozdrawiam serdecznie, ciao Occhiolino!
OdpowiedzUsuńMihruwku--->w sumie... można by coś pokombinować ;)
OdpowiedzUsuńLipka---> a bo ja zabrałam same italiańskie i o kluchach ;))
Monika--->ach te różnice... znacznie utrudniają życie, a mogłyby uprzyjemniać...
Ka_shu---> no bardzo nam miło. Witamy :)
Tak wpadłam dziś do Ciebie i doznałam olśnienia, że już kiedyś tam byłam ;)
Mówisz, że razem lepiej? Wiesz co? przetestuję - na trofie tym razem. Dzięki! :)
Occhiolino hyhy ;]
mnie jeszcze milej :) będę czekać na relację z trofiowej przygody (tylko,że trofie już bez fasolek bym zrobila,ażeby się przodkowie z wybrzeża w grobie nie okręcili;) )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplo ze sloneczego Turynu! a presto
Zapamiętam! Bo szkoda byłoby tych przodków ;)
OdpowiedzUsuńA może masz coś, w czym do smaku byłoby trofie? ;)
pozdrawiam ciepło ze słonecznego (przynajmniej dziś) zachodnio - południowego krańca ;)
trofie, ah te trofie, czlek by je lyżkami jadl! :) mniej więcej tak to wygląda. po krótkiej konsultacji, potwierdzam co powyżej: do trofi pesto, li i jedynie ;) ewentualnie sugo na bazie pomidorków koktajlowych. kudlacze wychodzą z zalożenia, że im prościej tym lepiej. rozgrzana oliwa z ząbkiem (albo i cebulą drobno posiekaną, która tak ladnie się nazywa - cipolla), na to plaster boczku surowego w kwadraciki, aż zaskwierczy. pomidorki male i slodkie poćwiartkować, dodać do towarzystwa, niech to tam chwile pobulga, byle na malym ogniu i delikatnie. Pod koniec bulgania liść bazyli nie zaszkodzi, a co. w miedzyczasie ucierasz niesmertelny parmezan/grana. trofie al dente, micha, sos, ser, wymieszać i jeść ze smakiem:) ale z tego co wyczytalam, Occhiolino nie bardzo za mięsem przepada, można więc trofie w sosie orzechowym utopić (chociaż tutaj przodkowie juz się przewracają ;> ). należy zakupić salsa di noci ( koncept taki jak na pesto, tylko z orzechów, cudo!), ugotować trofie, wymieszać z zawartością sloiczka, ewentualnie rozcieńczyć śmietaną (nie taką kwaśną) i lyżką wody z gotowania makaronu (coby mialo więcej poślizgu), popruszyć pieprzem i już. pyszności. wybaczcie, rozpisaląm się, ale to dlatego, że mi się pomidorowa marzy, a tu nie lubią!! :) ciao!
OdpowiedzUsuńOch Ka_shu! W sprawie sugo koktajle miały już coś do powiedzenia tutaj---> http://makaroniary.blogspot.com/2009/09/krotki-przeglad-sensow.html
OdpowiedzUsuńI potwierdzam! dobre było, z cipollą nawet (tylko bez boczku - btw: jak go zwą kudłacze? ;))
Mamma mia! a skąd ja orzechowca wytrzasnę? Wprawdzie miałam ja pesto pistacjowe (z gorącej Sycylii co by nie było, tuż spod Etny nawet ;)) ale jakieś takie niepodniebiennie dobre było. Chyba pozostanę przy wersji bazylijskiej ;))
A popropos tomatnej! Było wcześniej mówić, u mnie się dzisiaj uwarzyła takowa, ino jużeśmy zeżarli.
To jakie tam jeszcze kluchy w michach lądują? ;)
Bardzo, bardzo podejrzany zestaw, czyli bardzo dobrze :) Ja może nawet zaryzykowałabym wrzucenie tego do jednego gara.
OdpowiedzUsuńPS A ta scena gdzie Talita siedzi na desce jest dla mnie jedną z tych najbardziej przygnębiających. Kobiety są strasznie przedmiotowo traktowane w tej książce, nawet jeśli usiłują się przed tym bronić.
Przygnębiająca dlatego robi takie wrażenie. Maga też wcale nie jest lepiej traktowana - swoją drogą. Nie mówiąc już o Gekrepten...
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że cała Rayuela jest bardzo smutna, melancholijna można by nawet rzec. A poza tym mi samej kojarzy się tak jakoś przez łzy trochę. Tym większa radość, że gdzieś kiedyś wpadła mi w ręce.
O matko i córko... no takiego zestawienia, znaczy kluchy z pyrami, to nie jadłam... Czegóż to ci Włosi nie wymyślą? :D no, ale skoro wymyślili i jeszcze do cegły wrzucono - to chyba dobre, co?
OdpowiedzUsuńOczko, Kochane Ty moje Oczko :*** ja Ci dziękuję za przesłanie tego słoneczka :))) Zadziałało :) Dziś od rana świeci i jak wyszłam po 7.00 z basenu to mnie niesamowicie wręcz przywitało :))) Jupi :)))
OdpowiedzUsuńBuziak cieplutki przesyłam i lecę na spacer - dłuuuugi spacer :***
Do oczka - orzechowca da się załatwić:) W przyszłym tygodniu wpadam błyskawicą do Domu (PL południowa), wrzucę do walizki, prześlę z przyjemnością :) wystarczy, że podasz jakieś namiary. jeśli Cię interesuje, znajdziesz mojego mail'a na moim profilu ( a przynajmniej mam taką nadzieję;> ) a propos kluch - a owoce morza mogą być? :) buona giornata!
OdpowiedzUsuńMałgoś---> sama spróbuj ;)
OdpowiedzUsuńLipka--->o widzisz! czasem się do czegoś przydaję ;)))
Kaszeńko--->Pyszna propozycja ;)
Owoce? jak najbardziej! Pisz zatem! ;)
nie bawie sie z bloggeem juz dzis, ten podlec nie zapisal mi wpisow. Czytaj: Basia cos namotala i narzeka teraz :-)
OdpowiedzUsuńno a pisalam, ze makaron z pyrka to ja do notesu daje, zaraz obok pizzy z pyrka wyladuje, a zamelduje jak wyprubuje (riosto z grucha - to byla bomba!)
Pozdrowionka Oczku sle...
Czy ja coś wspominałam Ci o gruszce?...
OdpowiedzUsuńCiekawam Twoich pyrek.
Tymczasem pozdrawiam ciepło i jasno ;) jesiennie ;)))