Kiedy się wyjeżdża, czasem się wraca. Obwieszczam, że sprawa załatwiona – skutecznie oddzieliła grubą kreską to, co było i to, co będzie. Tym samym – wróciłam nie tylko do punktu wyjścia, ale i tutaj. Ale już myślę o powrocie – tam! Bo jedne powroty wcale nie cieszą tak samo, jak powroty inne. Na wszystko jednak potrzebny jest czas. Czas! – bywa też odmierzeniem dystansu podróży. A ta ostatnia była wyjątkowo długa – perfidny wypadek losu wydłużył ją bardziej, niż to było konieczne. Całe szczęście był chleb :) Na pocieszenie i na powrót – też będzie długaśno. Wszak bucatini też się przecież ciągną jak spaghetti.
Długi makaron, rybka i tomaty.
To proste: na dziewicę trzeba rzucić ząb czosnkowy i kilka sardeli (zwanych anchois). Po 4 minutach wlać białe półwytrawne, a kiedy ono zniknie po angielsku, wtedy my pomagamy zniknąć czosnkowi. Wtedy doskakują tomaty i się dusi wszystko ze sobą w jednym rondlu pi razy oko 15 minut. Ostatnim rzutem wpada zapuszkowany, acz rozdrobniony Pan Tuńczyk, oregano i tymianek, pieprz i sól. A wszystkim oblepia się ujędrnione bucatini.
A propos powrotów – wypaplałam już Lipce, to nie przeciągam dłużej struny. Niniejszym ogłaszam wszem i wobec, że powracam na własne, samodzielne poletko (ale Pasty bynajmniej nie opuszczam). Chodźta teraz na BEŁKOTY (klik, klik!) ;)
piątek, 27 listopada 2009
A co z powrotem? Z powrotem! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
fajnie, ze jesteś :)
OdpowiedzUsuńSmaczny powrocik zapodałaś :) Ja dziś tagliatelle z pomidorami jadłam, tak po prostu rozgniecione "tomaty" z kluchami :D za to na słodko dziś szalałam :)
OdpowiedzUsuńPytałaś o chlebek z busu - to był san francisco, ale pół na pół mąka pszenna i orkiszowa (obie chlebowe), a reszta jak w przepisie - jest u mnie w notce o urodzaju zakwasu :)
Buziaczek cieplutki :*
Princess---> i ja się cieszę okrutnie :)
OdpowiedzUsuńLipka--->chwal się słodyczami :) Ino szybko! :)
Najlepsza nadal się nim zajada ;)
Fajnie, że znowy jesteś!Makaron z rybką pyszniutki, teraz lecę na Twoje nowe poletko :)
OdpowiedzUsuńTrochę mi tęskno było. Zresztą teraz też, ale za czym innym.
OdpowiedzUsuńza czym?
OdpowiedzUsuńZa życiem.
OdpowiedzUsuńa tam go nie było?
OdpowiedzUsuńTam! było.
OdpowiedzUsuńwiesz ja też tęsknie za życiem
OdpowiedzUsuńZatem mnie rozumiesz.
OdpowiedzUsuńnudelek pysznie wyglada,a na belkoty wpadac bede :) :)
OdpowiedzUsuńponiekąd
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po niespodziankę:)
OdpowiedzUsuńCytrynowe pozdrowienia, Ola :))
Gosiaku--->wpadaj! zapraszam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPrincess---> wuaśnie!
Limoncello--->hmmm, lubię niespodzianki, zaraz Cię nawiedzę ;)
Oczko, nie wypada pytać, gdzie byłaś i co robiłaś, więc tylko powiem, że mam nadzieję, że co było do załatwienia - pozytywnie załatwione zostało. :)
OdpowiedzUsuńQrcze, lecę zaraz na te bełkoty! Bełkoty?!?!?!
Hmmm, byłam TAM! i załatwiłam tamto. Czy rzeczywiście pozytywnie - to już życie pokaże.
OdpowiedzUsuńOczko cieszę się , że jesteś :) No i że zaczynasz uprawiać swoje własne poletko :)
OdpowiedzUsuńA makaron wygląda pysznie:)
Ati, cieszę się, że się cieszysz :))
OdpowiedzUsuńAle skaczesz po tych blogach! TU zupki, tam pasty, teraz bełkoty! Fajnie :) Idę do bełkotów.
OdpowiedzUsuńAno właśnie - taka jakaś mało zdecydowana jestem ;))
OdpowiedzUsuńSiostra kochana, cieszę sie,ze jesteś!
OdpowiedzUsuńNareszcie moja Sis:***
Ps. Mówiłam,ze bedzie wszystko dobrze?! No, mówiłam, prawda?:))
Mówiłaś, mówiłaś ;)*
OdpowiedzUsuńNo ! :)))))
OdpowiedzUsuńPs. Ślę słoneczko,u mnie piękne świeci :D
I u mnie :)
OdpowiedzUsuń