Zmierzyłam się z Panem C. Wprawdzie Weronika* nie umarła, ale za to ja umierałam z każdą przeczytaną kartką – z nudów, rzecz jasna. Niestety, potwierdzam to, co już było dla mnie wiadome po "Alchemiku" – nie należę do targetu Paola – "mistrza płytkiej głębi"** (znalazłam to określenie kiedyś gdzieś w necie i okrutnie mi się spodobało). Z drugiej strony odnosiłam wrażenie, że skądś to już wszystko znam. Chwilę później trafił mnie przebłysk olśnienia i poczułam się jak Kathleen Kelly*** odkrywająca drugą maszynę do pisania. Tak! "Weronika", to jakby kompilacja "Przerwanej lekcji muzyki" Susanny Kaysen i "Lotu nad kukułczym gniazdem" Kena Keseya. Tiaaaaa. Z ulgą dotarłam na 220 stronę (czyli ostatnią ;))
Z większym entuzjazmem powitałam Eduarda****. "Przygoda fryzjera damskiego" rozłożyła mnie na łopatki – ze śmiechu. To też jakby kompilacja: atmosfery filmów Tarantino i Allena, prześmiewczego antykryminału w połączeniu z wcieleniem w rolę głównego bohatera cech Fermina Romero de Torresa*** . Z tą tylko subtelną różnicą, że w porównaniu z Panem C. była smacznie podana i lekkostrawna – obyło się bez zgagi w postaci poczucia straconego czasu. Tym samym dość eksperymentów z Panem C. – no może z wyjątkiem felietonów, bo te akurat piszą się mu o niebo lepiej.
To może lepiej coś zjedzmy? Po naocznym spotkaniu z Ptasią i wspólnym gotowaniu, powzięłam jakże fantastyczną myśl, aby uczestniczyć w jej Tygodniu Korzennym. W tamtym roku było smacznie, to i teraz można by się skusić. No to kluchy!
Aromaty, rybka zwana solą i ryż makaroniarski
Cebulina wraz z przeprasowanym zębem czosnkowym zmiękła na oliwie i chwilę potem zaprosiła do rondla świeżutkiego imbirka. Po nim nadszedł czas na szczyptę cynamonu, kurkumę i chili. A w mgnieniu oka doskoczyły jeszcze zapuszkowane tomaty, nieco gałki muszkatołowej - świeżo startej nad rondlem, kilka goździków i trochę kuminu. I wszystko ze sobą gadało do chwili, aż sos nieco stracił na objętości. Wtedy pojawiło się mleczko kokosowe. A potem wpadła jeszcze pokawałkowana rybka zwana solą i dochodziła swoich praw, gotując się aromatycznie w sobie – korzystając z dobrodziejstw pyrkającego sosu, zwanego curry. Na koniec swoje trzy grosze dorzuciły: kapka soku z limonki i pieprznięty z młynka. A potem całe aromatyczno - korzenne towarzystwo już tylko pokładło się leniwie na ryżowym.
* „Weronika postanawia umrzeć” – Paulo Coelho
** sorencjo, nie chciałam być złośliwa ;) Chociaż bywa ze mnie wredna baba.
*** Kathleen Kelly, czyli Meg Ryan w "Masz wiadomość"; jest tam scena, w której KK będąc jeszcze z Frankiem Navasky’m – odkrywa drugą identyczną maszynę do pisania na jednym stole. Potem on wystukuje tekst "jesteś niczym trzcina..." Coś w ten deseń, enyłej – kto oglądał chociaż raz MW ten wie, o czym mówię. Kto nie wie, niech obejrzy ;)P
**** Eduardo Mendoza – "Przygoda fryzjera damskiego"
***** Fermin to uroczy włóczęga z "Cienia wiatru" Carlosa Zafona
niedziela, 29 listopada 2009
Pleonazmatyczny Pan C.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A ja widzisz inaczej 'Weronike' odbieram... Moze dlatego, ze znam kogos kto boryka sie z podobnymi problemami. I ze czytalam ksiazke w pewnym 'odpowiednim' momencie... Ale fakt, jest to bardzo specyficzna ksiazka.
OdpowiedzUsuńA rybka brzmi bardzo pysznie :)
Pozdrawiam! I milej niedzieli zycze :)
Całe szczęście mamy wybór - jedni wolą ciastka, inni mięso ;))
OdpowiedzUsuńBuziaki Betsi :)*
Bardzo mi się podoba to korzenno-aromatyczne towarzystwo do ryżowego!
OdpowiedzUsuńA "Weroniki" też nie mogłam przebrnąć...
Cudne określenie! chodzi mi o 'plytką głębię', idealne.
OdpowiedzUsuńI ja Ci powiem, że "Weronika..." to chyba najlepsza ksiazka naszego duchowego przewodnika ;) Czytałam jeszcze "Alchemika"... Coelho to taka filozofia dla gimnazjalistów, może to dobre wprowadzenie w swiat poważniejszych książek.
Ale zawsze ogarnia mnie przerażenie, gdy widzę, że pięćdziesiąta książka z rzedu ląduje na liście topów czytelniczych.
Grażka---> można też deczko inaczej, zamiast makaronu ciecierzyca, a zamiast rybki - krewety. Pycha!
OdpowiedzUsuńTruskaweczko--->wprowadzenie na głębię z kałuży? Dobra myśl! :)
Ja jeszcze lubię "gorący lód" :)
Kochana - tu się warsztat krytyka literackiego wyrabia...miło popatrzeć. I posłuchać.
OdpowiedzUsuńI kluchy powciągać. Takie dobre i ładne - do tego!
Podoba się mnie. Bardzo :)))
Pozdrawiam
M.
tak więc moje życie jest też nudne jak ta książka, w dodatku płytkie, ale nie ukrywam jest monotonne, oj jest, w kółko to samo
OdpowiedzUsuńja zupełnie jak Weronika kiedyś postanowiłam umrzeć i wciąż czekam na tą iskierkę odwagi, a raczej przejawu tchórzostwa...może jutro...może za rok, wciąż czekam, a w międzyczasie jem kluchy i mykam do pracy, tak jak teraz ...
jestem płytka bo lubię Coelho...zawsze można się coś o sobie dowiedzieć :)
Mmmmniamuśne :))
OdpowiedzUsuńSiostra, jakże ja się cieszę :D:D:D:D
Ps. Ty mi Słonce podaj swój adresik co? Napisz mi na gazetce :)
Monika---> taaaa, samozwańczego krytyka chyba ;))
OdpowiedzUsuńPrincess---> a nie doczytałaś dokładnie, nie napisałam, że jak ktoś lubi Pana C. jest płytki, tylko, że mi on nie podszedł, bo widocznie nie należę do jego targetu. Może mi się nie podobać, prawda? Tak samo jak Tobie może się podobać. Ile ludzi tyle gustów i sympatii. Nie bierz od razu wszystkiego do siebie. Buźka.
Sis---> zniknęłaś na weekend i jakoś tak cicho było :)
Zaraz zapodam.
Ja też nie należę do tego targetu. Dokładnie z tych samych powodów. Należę do targetu Murakamiego, Tokarczuk, Kapuścińskiego, Szekspira. Tam - znajduję....
OdpowiedzUsuńKrokodillo - jesteś kolejną osobą, która wspomina mi o Murakamim, chyba muszę w końcu nadrobić czytelnictwo.
OdpowiedzUsuńHmm, wolę jeść makaron niż czytać Coelho. Niech nawet będzie ryzowy. Przebrnięcia przez Weronikę gratuluję- ze mną wygrała po 50 stronach.
OdpowiedzUsuńZawzięłam się w sobie. Teraz rozczarowuję się Mendozą, niestety - po rewelacyjnym "fryzjerze", trochę mnie rozczarował "Sekretem hiszpańskiej pensjonarki". Ale tylko trochę ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, przeczytałam Alchemika jako moją czwartą książkę w "nowym życiu" - pierwsze były Dzieci z Bulerbyn, potem Folwark Zwierzęcy, potem Rosshalde Hessego, a potem Alchemik i wtedy mi się podobał, ale teraz ... nic z niego nie pamiętam :D A Folwark i Rosshalde, oraz Dzieci pamiętam - to coś znaczy ... chyba :)))
OdpowiedzUsuńPoproszę makaronik i idę czytać najwspanialszą książkę kucharską - blogi :)))
Buziak Mała :***
Hihi! "Folwark" połknęłam w jedną noc - pod kołdrą z latarką w ręku. To były czasy! :D
OdpowiedzUsuńA ja ryżowego nigdy nie jadłam! Czas nadrobić. A korzenna propozycja wygląda b. smakowicie - lubię te klimaty.
OdpowiedzUsuńPS. Pana Paulo nie dotykam ;) Alchemika popełniłam (a kto nie popełnił?), ale nic i nigdy więcej.
Czyli też nie należysz do jego targetu ;)
OdpowiedzUsuńHa ha :) Z kałuży w głębię... Dobre i to, nie?
OdpowiedzUsuńAno! :) Chyba się zagłębię... w więcej oksymoronów ;)
OdpowiedzUsuńnie biorę do siebie, po prostu tak się poczułam, ale w sumie...
OdpowiedzUsuńbo czy nie jest pustym ten kto postanawia umrzeć?
Nie Aga. Ten ktos jest 'tylko' na tyle zdesperowany, ze nie widzi juz swiatelka w tunelu. I ze sam nie potrafi znalezc z niego wyjscia. I niektorzy nie maja juz wystarczajaco energii na szukanie... To oczywiscie tylko moje zdanie ;)
OdpowiedzUsuńZgodzę się z Tobą, Betsi. Dodam też, że trzeba też chcieć tej energii, a nie tracić ją na utyskiwanie, że jej brak. Można ją wykrzesać - naprawdę. Człowiek jest zdolny do wielu wielkich rzeczy.
OdpowiedzUsuńja już nie mam energii, dziś to sobie jeszcze bardziej uświadomiłam
OdpowiedzUsuńSkoro jeszcze strzępisz na klawiaturze, to coś się jeszcze tli ;) Tylko dorzuć drewna ;)
OdpowiedzUsuńjasne Gosiu, jasne
OdpowiedzUsuńKiedyś próbowałam przeczytać Alchemika ale jakoś nie przebrnęłam. To było dziwne, biorąc pod uwagę nikłą objętość tej książki i moje uwielbienie literatury z płd ameryki. Innych książek PC nie czytałam. Świetnie to ujęłaś: "nie należę do targetu", ja jestem ścisły umysł, ciężko mi przeanalizować powody, dla których zasypiałam przy tej książce :)
OdpowiedzUsuńA makaronik biorę! Ryżowy będzie dla mnie dobry :)
Skoro innych nie czytałaś,a czujesz, że nie pisał dla Ciebie - nie nadrabiaj ;) Jest tyle innych...
OdpowiedzUsuń