Do tych kluch podchodziłam jak do jeża. Raz, że jeszcze do niedawna byłam zielona i o boczku mogłam zapomnieć, a to już by nie było to. Dwa: nijak pasowało mi to jajo. Trzy: czy mi się nie zrobi z tego jajecznica z makaronem zamiast carbonary*? Ale tydzień jajka zobowiązuje – postanowiłam się zmierzyć z tą zagwozdką. Tymczasem zrobiło się szybko, bezproblemowo, jajecznica nie wyszła. Wniosek? Niby trudne, a jednak łatwe. Ot! Takie jajo Kolumba ;)
Jajo Kolumba, czyli węglarze jedzą kluchy.
Na oliwę wpadł pokawałkowany boczek, chwilkę później doskoczyła cebulina. Jedno zrobiło się z lekka "chrupkie", drugie zmiękło – gra gitara. Czas na dorzucenie ujędrnionych kluch i wymieszanie. A za nimi wybełtane razem: żółtko jajca, starty parmezan, trochę śmietany, sól i pieprznięty. Szybkie, ale dokładne zamieszanie, co by sos oblepił dobrze kluchy. I na tym rola ognia podrondlowego się kończy. No bo przecież nie umówiliśmy się na jajecznicę :)
* Nie wiem, skąd ten szał – nic szczególnego takie kluchy. Że się posłużę zasłyszanym ---> "jak zachwyca, skoro nie zachwyca?" Wuaśnie!
** zima idzie, zmierzch mnie goni, chyba trzeba wcześniej gotować obiad ;)
poniedziałek, 7 grudnia 2009
Jajo Kolumba
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A ja carbonary jeszcze nie robiłam! A dziś miałam kluchy z boczkiem, ale po meksykańsku mi niespodziewanie wyszły...
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi smaka...
A kluchy z jajecznicą to akurat lubię... Jak popsuję, to zjem i tak :)
No gdzie ten Kolumb, no?! :D Znaczy, że odkryłaś te kluchy z jajami? :D
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to się uśmiałam, a właściwie zbaraniałam, bo najpierw przeczytałam "jaja Kolumba". :D
JEAH!!! dałaś radę :)
OdpowiedzUsuńMoglabym byc spokojnie żoną węglarza albo węglarzem! Uwielbiam carbonarę!
PS> La donna e mobile ;-P ;-)
Hmm... mam zupełnie inne doświadczenia z karbonarą (i przepis - sos osobno w rondelku)... To mi przypomina bardziej "makaron po kantońsku". Dobre być MUSI, bo tyle rzeczy dobrych zmieszanych razem, niedobre być nie może :)
OdpowiedzUsuńOczko, a spróbuj ty kiedyś boczuś na jego własnym tłuszczyku tak na mocno chrupko zrobić, a potem jeszcze żółtka i śmietana, parmezan, trochę ziół. Wiesz, ta cebula mniej jest potrzebna, a oliwa to IMHO zupełnie niewskazana, bo kłóci się ze smakiem boczku :) No i koniecznie porządny, dobrze uwędzony boczek kup. To podstawa sukcesu :)
OdpowiedzUsuńBuziak cieplutki :*** i już od Ciebie zmykam, bo jak Mój S zobaczy ulubione jego kluchy, to już zupełnie się w Tobie zadurzy ;DDD
A ja carbonarę to całkiem całkiem lubię:) A nasze początki tez były takie nieśmiałe (to znaczy moje i carbonary);)
OdpowiedzUsuń"Zachwyca? ma zachwycac" :-) to parafrzujac moja ciotke dentystke-sadystke, ktorej mottem jest "Boli? ma bolec"!
OdpowiedzUsuńA powaznie, to Oczku naprawde mialam takie same watpliwosci gdy robilam pierwszy raz carbonare, oj chyba ze sto lat temu :-) nie dziwie sie zachytowi, nie dziwie!
Uuuuwielbiam. Bo proste, bo szybkie, bo z boczkiem.
OdpowiedzUsuńI już :)
jajka jej się zachciało no! głodnemu chleb na myśli... chyba idę jakieś jajo skubnąć ;)
OdpowiedzUsuńA ja tam nie wiem, ja chyba nie jadłam, ale na pewno by mi smakowało, bo wiadomo - kluchy to ja lubię i to bardzo:)
OdpowiedzUsuńToć to włoskie jest :)
Mniam, mniam:)
Kochana, mnie tak dołuje brak słonca, nie umiem zdjęc robić, jestem zdołowana :(
Buźka Kochana mła :***
no a ja dziś zrobiłam sobie faszerowane jajeczka:) byłyy pyszne:) a carbonara nie jadłam jeszcze:/ trzeba to nadrobić:)
OdpowiedzUsuńNo więc tak (nie zaczyna się od "no więc" ;)P :
OdpowiedzUsuńGrażka--->jak popsutą i tak zjesz, to do dzieła!
Małgoś--->jaja, no proszę proszę, jakieś podwójne dno do jednej miski? to się nie godzi. Kolumb siedzi w linku.
Limona--->bo się zagapiłam i myślałam, że mam czas tylko do ndz, a tutaj: tadam! jeszcze w poniedziałek mogę :) No to zrobiłam, skoro tak ;)
Muscat--->Pasta wita u siebie :) po kantońsku? - nie znam, ale się dowiem :)
Lipka---> wyobraź sobie, że tak właśnie na początku próbowałam, ale jakoś mało dał z siebie, to mu dziewicę podrzuciłam. Ta śmietana też mi średnio pasiła, więc dałam w minimalnej ilości - tyle o ile. Boczek wędzony własnoręcznie w szopce na działce- przez Dziadka, znajomego Starszego.
Ati---> a ja jednak stwierdzam, że to nie moja bajka. Ale dla potwierdzenia, bądź nie - skuszę się kiedyś raz jeszcze.
Basiula---> no właśnie... nie zachwyca ;)
Truskaweczko---> jako fanka boczku, zapewne spodobałaby Ci się wersja maczałki do blin - zapodam wkrótce :)
Princess--->raczej nie głodnemu, a na diecie haha!!
Sis---> ojjj tak Moja Złota, po 15-ej już kiszka się robi. Łączę się w bólu. Masz tu na osłodę :)**
Ilka--->Pasta wita! Jeżeli uważasz, że takie połączenie to Twoja bajka, to śmiało! :)
pozdrówka!