Ugięłam się pod naporem życzeń na temat edukacji seksualnej. Niechcący sponsporkami notki są Pinos i Konsti, gdyż to one domagały się wiadomości z życia godowego komarów, wyrażając tym samym ubolewanie, iż piszę o bulgotach i piwnych oczach, a komary zrzuciłam na dalszy plan. Więc oto się rehabilituję.
Komary, Moi Drodzy, nie boję się tego napisać – to lekkoduchy. Skaczą sobie z kwiatka na kwiatek, i żeby tego było mało - spijają nektar. Ale nie czarujmy się – są oziębli. Nie pulsuje w nich gorąca, żywiołowa krew. Nie mogliby być Kubańczykami w salonie masażu ;) To nie oni, jak się mylnie sądzi, odżywiają się krwią. To komarzyce odnajdując w sobie wampirzy zew, niczym rasowe uwodzicielki, przyssawają się do człowieka i czerpią, czerpią, czerpią... ;) Oczywiście w tym przypadku, stereotyp żądnej płci pięknej niestety wygrywa. Achhh!, cóż począć...
Na ciekawostkę natknęłam się w „Walce Płci” Johna Sparksa (s.104). Cytuję: „Komar Aedes aegypti jest jednym z najbardziej znanych komarów świata, ponieważ jego samice roznoszą wirusa odpowiedzialnego za żółtą febrę w Afryce i Ameryce. Choć skutki jego działalności mogą być tragiczne, trudno nie przyznać, że jego życie płciowe jest fascynujące. Kiedy samica Aedes zostaje zaplemniona, jej pociąg do samców natychmiast zanika. Tę nagłą zmianę nastroju zawdzięcza swemu partnerowi, którego nasienie zawiera hormon szybko wchłaniany przez ściany jej pochwy do układu nerwowego. Hormon ten powstrzymuje jej pęd rozmnażania i jest bardzo silnym środkiem uspokajającym: próbka pobrana z jednego samca może doprowadzić ponad 60 samic do kompletnej oziębłości płciowej.”
Hmmm, oziębłe komary... oziębiają komarzyce. Jak widać, wpływ patriarchatu nawet u nich zaistniał ;)
„Kiedy pojawiły się wieczorne roje komarów, Mikael i Lisbeth sprzątnęli nakrycia z ogrodowego stołu i przenieśli się do kuchni.”*
A w kuchni? Nie było ani komarów, ani nic... specjalnie wyszukanego do jedzenia. Tylko kluchy z truskawkami, imbirem i kolorowym pieprzem. Truskawki podziabałam z cukrem i wybełtałam ze śmietaną, doprawiając świeżo startym imbirem. Wymiąchałam z ujędrnionymi kwiatami i pieprznęłam kolorowo z młynka.
* Stieg Larsson – „Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, s.416
Wlasnie uswiadomilas mi, ze jeszcze w tym sezonie nie jdalam makaronu z truskawkami. Do nadrobienia. A zycie seksualne komarow szalenie ciekawe. ;>
OdpowiedzUsuńAle świetny makaron! :) Komary - zmora tegorocznego 'lata' ...
OdpowiedzUsuńTy, a ja zaprosilam chętnych do zabawy z afrodyzjakami. Jakbyś sie miała nie przyłączyc z tymi komarami, to się obrażę. :-)
OdpowiedzUsuńOj, dobrze, że mi przypomniałaś, bo nie jadłam w tym roku makaronu z truskawkami!
OdpowiedzUsuńDzięki za wykład o komarach :)
Hm, akurat taki makaron kojarzy mi się głównie z koloniami (z komarami w tle :). Jakoś tak jednak niekoniecznie to połączenie...
OdpowiedzUsuńA, a'propos cytatu, pamiętam, co oni wtedy jedli - kotlety jagnięce :)
czy wy wszyscy musicie o jednym?! ;p
OdpowiedzUsuńOoo, to jest mysl, gdy komary atakuja najlepiej ukryc sie w kuchni :D Ten makaraon to zrobie Oczku zaraz po zupie jagodowej :)
OdpowiedzUsuńKomary komarami, ale jakiż makaron widzę pyszny,a na dodatek z cytatem z Millenium! No Siostra widzę,ze Cię wciągneło!:))
OdpowiedzUsuńA ja czytam Księżniczkę z Lodu Camilli Lackberg czy jakoś tak, też dobre, też szwedzkie i też 3 części;))
Buźka Sis:*
komary to mój wróg nr 1 ;P a makaron barrrdzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńBędę o tym wszystkim pamiętać, gdy przyśsie się do mnie krwiożercza komarzyca. Śliczny makaron.
OdpowiedzUsuńTaaak, życie seksualne komarów jest naprawdę fascynujące. I wiem już jedno - przy Waszych postach absolutnie NIE MOŻNA pić czegokolwiek, gdyż grozi to uszkodzeniem okomputerowienia. Absolutnie.
OdpowiedzUsuńKluchy mają uroczy kształt. I bezwątpiennie świetny smak. Wszak truskawki w większości połączeń smakują... bosko.
Pozdrawiam! :)
Jestem jakby w niedoczasie ;)
OdpowiedzUsuńKarola--->ratowałam dobry smak truskawek, stąd ten makaron. Tak zwyczajnie nie były zbyt zachwycające.
Mania--->racja, racja! Mają raj.
Krokodillo--->no żesz w mordeczkę, aż głupio odmówić ;))
Grażka--->polecam się przyszłościowo ;)
Ptasia--->jak już byłam pod koniec książki wpadłam na jakże genialny plan, że mogłam przecież powypisywać, co też oni tam w trakcie tych hektolitrów kawy jedli, no ale... było już za późno. A szkoda, bo fajny szwedzki stół by wyszedł ;)
Princi--->no tak! cały czas tylko makaron i makaron. Pasta przeca, nie? ;P
Buru--->Jagódka po borówkach zje truskawki. Bardzo pysznie ;)))
Sis--->a tak! czekam teraz grzecznie na kolejne tomy :)
Paula--->a gdyby nie było komarów, to nie byłoby na co narzekać ;)
Lo--->zatem jak mniemam, czujesz się wyedukowana ;)
Zajton--->a bo Ty tak sama pijesz. Mogłabyś się przysiąść ;))
pozdr!
jo, tylko w jakim kształcie? ;p
OdpowiedzUsuńAle jak to jakim? ładnym! ;)
OdpowiedzUsuńpeniskowym ;p
OdpowiedzUsuńKształt jak kształt ;)
OdpowiedzUsuńwiesz, też się liczy ;p
OdpowiedzUsuń'Tylko' kluchy, ale za to jakie! Czy to nie jest przypadkiem Edelweiss? Slodkie :)
OdpowiedzUsuńBetsi, aż specjalnie sprawdziłam i tak! dokładnie - petits endelweiss :)
OdpowiedzUsuńNo, bo to praktycznie nasz narodowy kwiatek ;))
OdpowiedzUsuńNasz - mam na mysli tutejszy ;))
OdpowiedzUsuńWiem, wiem! ;) Opakowanie było z białym krzyżykiem ;)
OdpowiedzUsuńA co to oznacza? Szarotkę?
Kochana, Ty sie mnie o polskie nazwy nie pytaj, ja najlepiej znam te francuskie ;))
OdpowiedzUsuńSprawdzilam na wikipedii - to wlasnie szarotka alpejska :)
O! i wszystko jasne! :)))
OdpowiedzUsuńTak sobie patrze na resztki ktore zostaly z kobialki truskawek i dochodze do wniosku, ze jednak zrobie tem makaron przed zupa jagodowa :)
OdpowiedzUsuńHaha! Rób póki sezon, bo se w brodę pluć będziesz ;))
OdpowiedzUsuńSe dzisiaj zrobilam knedle, a na jutro kupilam makaron, wiec uz sie nie wywine :-)
OdpowiedzUsuńA ja mam chętkę na jagódkowy koktajlik, Moja Boróweczko ;)
OdpowiedzUsuń