Mój Kochany Pamiętniczku,
ależ nie, nie! wcale o Tobie nie zapomniałem. Jestem tylko rano trochę senny. A poza tym skoro świt nie za bardzo lubię się fotografować. No bo wiesz, rano jest już ciemniej – taka pora roku. W związku z tym nie zawsze wychodzę zbyt korzystnie w szklanym. A ponieważ jestem do szpiku plastiku narcystycznie w siebie zapatrzony, więc sam rozumiesz....
A i ona też czasem nieoczekiwanie zmienia mi wnętrze. Ostatnio na ten przykład bywał ryż basmati i dziki z duszonymi warzywami i grzybami mung w lekko orientalnym aromacie z sosem: sojowym i słodko kwaśnym, oraz ostrą papryką. Tutaj przecież się nie zaprezentuję w takiej odsłonie. Ale skoro mowa o orientacji, dzisiaj będę skromny. Chyba wpadam w ascezę - sam zobacz.
Cmok, cmok
Twój Lanczboksik
Trzynasta sztampa w lanczboksie - Plastikowa asceza
ryżowe fusilli
zielony ogórek
(miały być jeszcze grzyby mung)
orientalna mieszanka przypraw (od Betsi - buziak!)
Ujędrnić, wymieszać, zapakować, potem wtrąbić.
środa, 20 października 2010
Narcyz - Asceta
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A wiesz, że jest knajpa pasta i basta? No ściągnęli jak nic!
OdpowiedzUsuńmakaron z ogorkiem - kocham
OdpowiedzUsuńAscetyczna zawartość, ale pyszna :) A orange to gdzie się podział? ;)
OdpowiedzUsuńGospodarna--->wiem! :) na Mokotowie. Wybieram się od czasu, kiedy mieszkałam jeszcze na Mirowie i się dalej wybrać nie mogę. Czekam na Matki Boskiej Pieniężniej, może sobie prezent zrobię ;)
OdpowiedzUsuńMałgo--->o proszę! :)
Sisi--->jak to gdzie? w brzuszku Mia Sorella :)
ogórkowa wersja jest świetna!
OdpowiedzUsuńZemi, uwielbiam takie ascetycznoiści! Szybko, prosto, smacznie:). Jak tylko zjem, co zjeść mam..., to na pewno zrobię Twoja propozycję, bo trzy razy w tygodniu muszę wziąć obiad do pracy, a taka propozycja rewelacyjna:)
OdpowiedzUsuńAscetyzm najlepszy, uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńKochany Lanczboksiku! Twój plastikowy narcyzm jest przezabawny, a wnętrze przesmaczne. Czy nie szukasz równie atrakcyjnej partnerki? Oferty można zostawiać na www.pieprzczywanilia.blogspot. com
OdpowiedzUsuń:D
Buźka Oczko! :*
dawno pamiętniczka nie było... Cieszę się, że lanczboksik taki smakowity, nawet jak jest ascetyczny :)
OdpowiedzUsuńskromnośc to zaleta (i smak)
OdpowiedzUsuńPyszna prostota smaku.
OdpowiedzUsuńDo twarzy Ci tak, Lanczboksiku! ;)
a wiesz ze takie cusik jadam bardzo często ;)
OdpowiedzUsuńp.s. ja już wiem co mnie tak na te kabaty ciągnęło ;)
A to taki letnie danie, orzezwiajace. fAJNE :)
OdpowiedzUsuńPaula--->och dziękuję. Coś bym tam jednak jeszcze dodała - kurzy cyc teryaki albo w sojowym... Nie miałam wtedy na stanie, czego żałuję.
OdpowiedzUsuńEwe--->o dziękuję, ale przyznać muszę, że lanczboksy w wersji z makaronem pomału mnie przesycają. Chyba się czasowo przerzucę na jakąś inną karmę.
Arven--->dziękuję :)
Małgoś--->lanczboksik powiedział mi szeptem, że bardzo go zainteresiła oferta ;)
Grażka--->oj fakt! przykurzył się deczko i to nawet nie kurczakiem ;)
Karotkowa--->o dobrze powiadasz, dobrze... :)
Zajtonku--->lanczboksik się zarumienił na plastikach ;)
Princi--->no co, co? ;)
Truskawka--->zaiste! zagłębiałam się w tego lanczboksa, kiedy jeszcze o jesieni nikt nawet nie myślał....
pozdr!
no dobre bardzo :)
OdpowiedzUsuńEeee nie! Ja o Kabaty pytałam...
OdpowiedzUsuńale co z tymi kabatami? ;)
OdpowiedzUsuń