„Princess: ja chcę ten! Śmietanowy sos z łososiem i szparagami. (…)
- następny e-mail...
Princess: kolejny! z kurkami!!!!
- a po chwili...
Princess: ale zaraz skąd kurki...;)
Oczko: Mrożone, bejbe.
Princess: Też tak pomyślałam.”
Kiedy idziemy na testowanie, najpierw przeglądamy stronę internetową robiąc mały rekonesans w karcie, a potem na miejscu szybko wiemy, czego chcemy. Nie inaczej było przy okazji ostatnich wychodnych klusek. Tak sobie teraz myślę, że te kurki to chyba jednak był znak ostrzegawczy....
Ale od początku. Zaczęło się dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo najpierw spotkałyśmy się na metrze Stokłosy i poszłyśmy na zakupy.
Princess wyszła ze sklepu z kluskami, a ja z ziarnistą kawą javą.
Wsiadłyśmy do wagonu i już po chwili byłyśmy na metrze Imielin. Potem krótki spacerek i niebawem dotarłyśmy do miejsca przeznaczenia.

Bardzo mi się spodobała karta z menu. Była solidna, w twardej okładce, z miłą dla oka grafiką wewnątrz. Zamówiłyśmy kluski i czekałyśmy. W międzyczasie wypiłam espresso (kwaśne), Princess zwędziła ciastko i pojawiły się sztućce.

Po krótkiej chwili przyszły kluski. Dla Princess farfale z łososiem i szparagami, dla mnie lasagne (to tak przy okazji weryfikacji
naszej domowej)
Zacznijmy od kokard... Ugotowane doskonale al dente. Sos poprawny, dużo łososia i... dość. Zerknijcie na początek wpisu dotyczący mrożonych kurek. W przypadku klusek na stole nie miałyśmy wątpliwości – białe szparagi ewidentnie były ze słoika. To dosyć dziwne w kontekście tego, że teraz akurat jest ich sezon i smak świeżych jest nieporównywalny z konserwowymi. Duży, bardzo duży minus.

A lasagne? Była ok. W smaku całkiem niezła i bardzo syta. Nie dałam rady zjeść całej porcji, Princess mi pomogła na końcu.

O ile naczynie z lasagne było ok, o tyle nie podobał mi się talerz, na którym były serwowane kokardy. Był taki, hmmm... mało elegancki. Trochę jak w góralskich zajazdach na trasie katowickiej...
Na koniec wzięłyśmy po deserze. Princess zamówiła panna cottę, a ja czekoladowy suflet. Wahałam się z sorbetem, ale czekolada zwyciężyła. No i cóż... desery to nie jest ich działka. Panna, jak ją słusznie określiła Princess była.... glutem. Była tak twarda, że łyżka w niej stała bez problemu. Przy okazji została polana zbyt dużą ilością truskawkowego syropu do lodów. A propos lodów – do mojego czekoladowego sufletu, przypominającego bardziej brownie (twardawy z zewnątrz) dołączona została gałka waniliowych, okrutnie słodkich lodów. Sam suflecik w środku był niezgorszy, ale słodycz lodów zniechęcała do konsumpcji całości... Brownie, znaczy suflet zjadłam. Lody zostały na roztopienie.
I jeszcze mój ostatni kamyczek do ogródka – dobrze byłoby, gdyby obsługa bardziej orientowała się w tym, co oferuje karta. Na dwa pytania, pani kelnerka dwa razy odpowiedziała, że musi się dopytać w kuchni...
Raczej się już tam nie pojawimy, prawda Princi?
Nie no sorki, ale te szparagi i ten glut! Szłam z myślą o zielonych, pysznych, świeżych szparagach. Białe, ale świeże! też by dały radę...ale ze słoika w sezonie szparagowym?! Hellloł???!!!
Cóż ja biedna mogę napisać, toć Oczko opisało wszystko doskonale. Makaron prawie do łez mnie doprowadził, potem ten glut panienkowy i śmiech... bo przecież my płakać nad kluskami nie będziemy. No dobra nad kluskami może, ale nie nad pseudo-sufletami i glutami. Zjadłyśmy bo co się ma zmarnować, ale...

Ale już niedługo znowu wyprawa na testowanie. Tym razem gdzie Oczko? Ty wybierasz!
***
Pizzeria - Trattoria PRESTO, ul. Dereniowa 2 (Ursynów)