Kochany Pamiętniczku,
ponownie wypełnia mnie radość z powodu bogatej zawartości mojego wnętrza. A muszę ci się przyznać, że pewnym momencie zaczynałem już wątpić, czy kluski będą mnie jeszcze ubogacać wewnętrznie. Bo wyobraź sobie – pełna paleta: klopsy, curry, sałatki, zupy w słoikach – wszystko tylko nie makaron. Zgroza! Całe szczęście okres posuchy jakby minął, tak myślę ;)
posyłam kissy
Twój Lanczboksik
Siedemnasta sztampa w lanczboksie – letnie koguty
kluski creste di gallo (zwane też grzebieniem koguta)
suszone tomaty
oliwa z suszonych
bób
podsmażony boczek
Wszystko razem wymiąchać, zapakować do lanczboksa i wtrąbić na obiad.
czwartek, 14 lipca 2011
Koguty w plastiku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cóż za cudowne wnętrze panie lanczboksie!:))
OdpowiedzUsuńPychota dla Twojej Pani na śniadanie :))
Bardzo fajny. Bób mam, więc może...
OdpowiedzUsuńSiostra--->kiedyś wrócić musiał :)
OdpowiedzUsuńSlyvvia--->a pewnie! nie żałuj mu takiego towarzystwa ;)
pozdr!
....mmmmmm.....tylko tyle powiem....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Pysznosci! Taki lanczboksik to pelnia szczescia :)
OdpowiedzUsuńśniadanie? raczej obiadek!!
OdpowiedzUsuńożesz w mordę Oczko, to wygląda przebombowo! nie potrzebuja tam do twojej rpacy, bym ci z laczboksika wyjadała
OdpowiedzUsuńUwielbiam te kluchy,ja na nie mowię - falbanki !
OdpowiedzUsuńPyszne i bogate wnętrze lanczboksika :)
Gosia, Maggie--->aha! zgadzam się z Wami całkowicie! ;)
OdpowiedzUsuńBeata--->oczywiście, że obiadek :)
Princi--->no wiesz... stoi koło mojego biurka jedno nieużywane, to możesz się przysiąść ;)
Kumo--->a ja grzebień koguta :)
pozdr!
Szkoda, że mi nikt takiego lanchu nie szykuje, oj zjadałbym z przyjemnością, wygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuń