Zielony Groszek na Szpitalnej rzucił się nam w oko, gdy przechodziłyśmy koło niego zmierzając na spotkanie do sąsiedniego t-baru Dilmah. Zerknęłyśmy na szybkę z menu (makaron z tofu!) i już wiedziałyśmy, że któregoś razu wejdziemy do środka. Okazja nadarzyła się szybko, bo postanowiłyśmy tam świętować wigilię moich urodzin.

Wnętrze całkiem sympatyczne, z przyjemną groszkową zielenią na ścianach. Lokal jest nastawiony na jedzenie eko, gluten free a nawet wegetariańsko (ale mięso też jest), a w menu (bardzo ekologiczne, kilka kartek bez udziwnień) można wyczytać, że mają certyfikaty, że jak jajka to tylko zerówki, że jedzenie, to tylko uprawiane ekologicznie – czyli idą z duchem czasu. Można sobie nawet na miejscu obejrzeć mini sklepową wystawkę i kupić coś dobrego do domu – sok z brzozy albo ekologiczny bezglutenowy makaron. Normalnie raj zdrowia.
Zasiadłyśmy więc na krzesłach, przejrzałyśmy szybko
menu i pofatygowałam się złożyć dla nas zamówienie (pamiętajcie, że to jest bar i obowiązuje samoobsługa).
Oczywiście były to makarony. Na wstępie karta nas poinformowała, że dania przygotowywane są na bazie włoskich, bezjajecznych makaronów razowych bio, a także na życzenie każdą z propozycji są skłonni serwować z makaronem: orkiszowym, kukurydzianym bezglutenowym lub ryżowym bezglutenowym
Princess skorzystała z tej możliwości i wybrała orkiszowy.
Bo Princess zawsze korzysta z okazji ;p (dopisek owej P., dalsze też na ten niby róż z fioletem)Wybrałyśmy też: ja - herbatę (o niej będzie dalej), Princi – cappuccino. Zapragnęłam jeszcze ciasta daktylowego, ale Pani powiedziała, że dzisiaj żadnych ciast nie mają. No cóż – obeszłam się smakiem.
No właśnie!, a ja liczyłam, że coś skubnę od Oczka ;)Czas na makarony – mój wegetariański Fusilli Carnivall miał być z kawałkami pomarańczy, z niebieskim serem i miętą. No więc dobrze – rozłóżmy danie na części pierwsze.

Makaron był niezły. Z reguły nie jadam pełnoziarnistych, ale ten mi posmakował i był al dente. Niebieski ser, który robił za sos też był dobry, choć mogłoby być go więcej – zupełnie jakby prawie nie był wymieszany z makaronem, bo głównie był wyczuwalny tylko na dnie talerza już pod koniec jedzenia makaronu. Pomarańcze! Połączenie z serem to strzał w dziesiątkę, ale nie w takim wydaniu, w jakim zostały podane. Osobiście wolałabym gdyby to były nie kostki, a fileciki. A jeśli już kostki muszą być, to niech chociaż zostaną porządnie obrane – bez albedo i twardych elementów skórki
(Oczko woli miękkie elementy jak widać ;)). To nie było komfortowe. Mięta...., ach tak! Zawrotna porcja trzech listków na wierzchu i maciupeńkich, poszatkowanych kawałków w sosie musiało mi wystarczyć. No cóż – wychodzi na to, że ekologiczne jedzenie to minimalizm w dodatkach. Następnym razem przyjdę z własnym krzakiem mięty
( a ja z kamerą, by uwiecznić ten niepowtarzalny moment). Generalnie kluski w skali 1-10 dostały solidne 7.
No to teraz czas na danie Princess. Można rzec, że kluski firmowe, skoro nazywają się tak samo jak lokal. Orkiszowe fusilli ze strączkami cukrowego zielonego groszku, łososiem, marchewką i koperkiem. No no! Ale zaraz zaraz! Co my tu widzimy na zdjęciu? Czy tak wygląda groszek cukrowy?

Nieeeee... chyba nie. Princi podeszła do Pani i zapytala się dlaczego zamiast groszku ma w makaronie fasolkę. „Dzisiaj nie ma, skończył się” - odrzekła Pani. Skończył się! Ale pierwsza Pani w momencie składania przeze mnie zamówienia nawet słowem o tym nie pisnęła. Nie uważacie, że to troszkę nie fair? Bar z nazwą groszku, groszkowymi ścianami wewnątrz i groszkową nazwą dania z wyszczególnionym groszkiem w opisie nie ma groszku i nawet o tym nie wspomina się klientowi? To bardzo nie fair!
Princi, a jak Ci smakował ten makaron?
Dobra zacznę od tyłu, choć wolę od przodu...Wyszłam zawiedziona. Gdy ujrzałam menu, pomyślałam: oj przyjdę ja tu przyjdę i to nie raz. Dania w menu kuszące, lokal też miły, obsługa jak najbardziej na plus. Ale pojechali po bandzie z tym makaronem z fasolką zamiast z groszkiem! No cholercia, to tak jakbym zamówiła grochówkę a dostała fasolową. LLordzik różnicy by pewnie nie zauważył, ale ja tak! Kluchy miały być z sosem śmietanowym i były, ale z łyżką na dnie. Jadłam, jadłam i się zastanawiałam czy tu nie powinno być jakiegoś sosu...jak zobaczyłam białą plamkę na dnie zrozumiałam gdzie się ukrył! Mogli chociaż powiedzieć, żeby pomerdać po dnie to coś się ujawni. A tu nic, cisza :( Zatem jadłam suchy makaron z marchewką w kostkę, koperkiem i ...fasolką! Sic!
Ja nie oceniam, bo nie dostałam tego co chciałam, o!
Ale plus za sałatkę do makaronu, bo każda z nas dostała talerzyk z sałatką, choć moja porcja była tak duża, że się i bez nie najadłam.
Na koniec miało być jeszcze ciasto daktylowe, ale podobnie jak groszek i inne ciasta – tak! Zgadliście! - jego też dzisiaj nie było (nie przyszłyśmy późno, bo o 17-ej, czyli kiedy normalnie ludzie wychodzą z pracy, a lokal jest otwarty od poniedziałku do czwartku w godz. 10.00 – 20.00).
Na kawę Princess się nie skarżyła, więc chyba było ok. Moja herbata lipowa z suszonymi malinami i podawanym osobno miodem była bardzo dobra. Lubię lipne herbaty, ale wolałabym jednak, gdyby była z sokiem malinowym, zamiast suszonych malin. Już wyjaśniam dlaczego. Otóż napar podawany jest w czajniczku. Lipa jest ujarzmiona w środku niego w jajku, natomiast malinki pływają swobodnie i równie swobodnie zapychają dzióbek czajniczka powodując, że nalewanie herbaty do filiżanki kończy się powodzią na stole i podłodze (przy okazji dziękuję Pani za wytarcie podłogi). Bezstratne nalewanie naparu odbyło się dopiero w momencie, kiedy Pani wyłowiła mi te niesforne malinki (nie robić, pfu pfu nie dawać, Oczku malinek ;) ). W ostatecznym rozrachunku: czaj był dobry, ale bez malinek. Sok malinowy nie byłby taki problematyczny. Tak myślę.
Może te groszki, ciasta, malinki, mięta i pomarańcze to była ich taka jednorazowa wtopa? Przekonam się jeszcze, bo warto dać im jeszcze jedną szansę. Po pierwszej wizycie nie było źle, ale mogłoby być lepiej. No i ten makaron z tofu mnie kusi ;)
To jak Oczko idziemy przed mą wigilią? O ile będą (czego im szczerze życzę !)Tak! Idziemy!
***
Green Peas eco bar & coffee, ul. Szpitalna 5 (śródmieście)